Test zestawu głośnikowego Revel Concerta 2 M16

27/07/2021 10:50
Amerykańskie monitory za mniej niż 4000 zł za parę – to nie zapowiada nic emocjonującego. Tymczasem kompaktowe Revele okazują się jednymi z najlepszych małych kolumn w swojej klasie.

Źródło; Audio-Video 6/2019
Był rok 1997, gdy marka Revel założona rok wcześniej) zaprezentowała dwudrożne monitory Ultima Gem z nietypową, zapadającą w pamięć, łukowano wygiętą maskownicą. Jak na ówczesne ceny i standardy, były to bardzo drogie monitory – jedne z droższych ówcześnie oferowanych (cena wynosiła od 6000 dolarów za parę, zależnie od wykończenia). Revel, należący początkowo do koncernu Madrigal Audio Laboratory (którego historia zakończyła się w 2003 roku), miał być w założeniu dopełnieniem elektroniki Mark Levinson i Proceed, a więc marką typowo high-endową. Potwierdzenie tych aspiracji stanowił wielki, 4-drożny system głośnikowy Ultima Salon – groźny rywal B&W 800, Wilsonów Watt/Puppy. Wkrótce później (1999) pojawiła się nieco bardziej przyjazna gabarytowo kolumna Ultima Studio. Równolegle trwały prace nad przystępniejszą cenową serią Performa, która ujrzała światło dzienne jeszcze w 1999 roku (podłogowy model F30). Przez kolejne lata Revel rozwijał tę serię, dopełniając ją o kolejne pozycje w ramach oferty kina domowego. Niestety, wkrótce później skrzydła Revelowi podciął upadający Madrigal, którego w 2003 roku kupił koncern Harmana. I tak, na drugą generację serii Ultima trzeba było poczekać aż 10 lat, do 2007 roku. Te i wszystkie późniejsze konstrukcje, mimo firmowych zawirowań, łączy osoba projektanta, Kevina Voecksa, który wcześniej pracował dla Mirage oraz dla znanego ośrodka badawczego National Research Council w Ottawie (Kanada), gdzie miał u swojego boku świetnego nauczyciela – Floyda Toole’a. Zresztą, on sam również (początkowo) pracował dla Madrigala (znaczy się, Revela).

Obecnie Revel, wraz z takimi markami jak JBL Synthesis, Lexicon czy wspomniany Mark Levinson, stanowi część Harman Luxury Audio Group, mając zupełnie inny profil oferty niż 20 lat temu. Od kilkunastu już lat marka nie skupia się już zbytnio na high-endzie jako takim (pomijając wspomniany debiut drugiej generacji zestawów Ultima, które do dziś – mimo upływu aż 12 lat – nie doczekały się następców). W 2005 roku powstała seria Concerta, a dwa lata później – pierwsze głośniki instalacyjne (ta część oferty dziś stanowi istotną jej część). Pomijając naścienne modele Concerta, na kolejne nowe zestawy głośnikowe trzeba było poczekać całe 6 lat – do roku 2013, kiedy to zadebiutowała linia Performa 3. Jedną z ostatnich nowości jest przystępna cenowo seria Concerta 2, którą formalnie wprowadzono do katalogu w 2015 r., jednak na wielu rynkach zagranicznych, w tym także w Polsce, ma ona status niemalże „nowości”. Tworzy ją sześć modeli zestawów głośnikowych, z których można stworzyć kompletny system wielokanałowy – i to w co najmniej kilku konfiguracjach (wciąż jednak bez wsparcia dla Atmosa czy DTS:X). Z audiofilskiego punktu widzenia, najważniejszymi pozycjami są dwie kolumny: podłogówki F36 (8980 zł za parę) i monitory M16, które postanowiliśmy przetestować. Wiele wskazuje na to, że nie będzie to ostatnia recenzja kolumn tej marki na naszych łamach. Oto, dlaczego. (FK)

Budowa

M16 to średniej wielkości zestawy dwudrożne o wypukłych (zaokrąglonych) ściankach bocznych i typowym układzie głośników, który tworzą 6,5-calowa jednostka nisko-średniotonowa pracująca w zakresie do 2,1 kHz oraz 25-mm tweeter. Obudowa jest wentylowana do tyłu nietrywialnym portem BR o zmiennym przekroju, co ma na celu minimalizację zarówno szumów turbulencyjnych, jak i rezonansów piszczałkowych.

Wrażenie z oględzin amerykańskich (acz produkowanych w Chinach) monitorów jest bardzo korzystne. Powiem więcej: w moim odczuciu, M16 mogą służyć za wzór tego, jak budować monitory głośnikowe średniej klasy. Mamy tu niemalże wszystkie wyznaczniki współczesnych trendów w budowie zestawów głośnikowych: odejście od prostopadłościennych skrzynek, magnetyczne maskownice, wykończenia na wysoki połysk (szkoda jednak, że nie pokuszono się o forniry) czy ukryte mocowania głośników. Plastikowa obręcz woofera została wyklejona miękkim materiałem, który pełni funkcję tłumiącą i uszczelniającą. Drobiazg, a jednak wpływa na odbiór produktu. Terminal głośnikowy jest dobrej jakości, przyjmuje on banany, widełki i gołe przewody.


Trzyelementowy rozpraszacz pełni istotną funkcję, sądząc po jego kształcie. Fałd zawieszenia zachodzi na obrzeże samej kopułki – to też nie może być przypadek.

Jak już wspomniałem, wysokie tony są domeną jednocalowej kopułki, która po oględzinach wydaje się być lakierowana. Została ona umieszczona za charakterystycznym rozpraszaczem, w szerokim i stosunkowo płytkim falowodzie, który poprawia dyspersję wysokich tonów. Revel od samego początku swojego istnienia zwraca uwagę na znaczenie charakterystyk kierunkowych, a w szczególności na wpływ wczesnych odbić (jedno z drugim jest dość ściśle powiązane). Aluminiową kopułkę wyposażono w neodymowy napęd i komorę tłumiącą będącą przy okazji także radiatorem. Dla potrzeb sesji zdjęciowej niestety nie udało nam się jej bezpiecznie zdemontować.

Woofer to solidny, 6,5-calowy głośnik z tłoczonym koszem i napędem ferrytowym. Aluminiowa membrana jest wybarwiona na czarny kolor. Zwrotnica jest wyższego rzędu, zbudowana z elementów przyzwoitej jakości (choć potencjał do modyfikacji jest znaczny). Dla tweetera przewidziano kondensator foliowy, woofer wykorzystuje cewki rdzeniowe i kondensatory elektrolityczne.

Głośnik nisko-średniotonowy z aluminiową membraną ma dość zwyczajnie wyglądający napęd i blaszany kosz z otworami pod dolnym resorem.

Wytłumienie stanowi pojedynczy, ale duży i odpowiednio wycięty płat wełny mineralnej, wciśnięty w dolną i środkową część kilkunastolitrowej obudowy wykonanej z płyt mdf średniej grubości, z dodatkowym wzmocnieniem pośrodku.

Efektywność jest specyfikowana na poziomie 86 dB, co jest wynikiem zupełnie normalnym – szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy moc wzmacniaczy jest „tania”. Mój 50-watowy Naim NAP 100 robił z Revelami co chciał, uzyskując naprawdę wysokie poziomy głośności, bez oznak przesteru – tak po stronie wzmacniacza, jak i kolumn. (MS)

Impedancja i faza elektryczna



Podstawkowe Revele nie będą spędzać snu z powiek audiofilom zafascynowanym ich jakością, a chcącym je napędzać z niedrogiego wzmacniacza. Dane wytwórcy mówiące o 6-omowej impedancji są mniej więcej zgodne z rzeczywistością (czego normalnie nie można przyjmować za pewnik), co potwierdza przebieg zmierzonego modułu impedancji. Wartości poniżej 6 Ω występują wprawdzie w niskim i średnim basie, jak również w górnym oraz w niskiej średnicy, jednak spadki nie są wielkie. Minimum 4,3 Ω to nic niepokojącego – tym bardziej, że wartości tej nie towarzyszy przesunięcie fazy elektrycznej (zaledwie +2 stopnie). Z elektrycznego punktu widzenia, Revele M16 są zestawami łatwymi do wysterowania – i to mimo niewysokiej efektywności.

Oba wykresy wskazują na możliwość występowania drobnego zjawiska rezonansowego przy częstotliwości 257 Hz. Nie jest to jednak nic poważnego. (FK)

Brzmienie

Postawię sprawę jasno – to jedne z najbardziej muzykalnych podstawkowców w swojej cenie. Nieważne, co włączymy, dźwięk zawsze będzie wciągający i emocjonujący. Próbowałem wszystkiego i było tak w każdym przypadku.
Energia przekazu kumuluje się w basie – ciepłym, pełnym, zaskakująco dużym – nawet jak na spory monitor. Do 20-metrowego pokoju nie trzeba nic więcej, żeby komfortowo słuchać nawet muzyki mocno „ubasowionej”. Niskie tony nie są najszybsze i najlepiej kontrolowane, ale mówiąc szczerze, zupełnie mi to nie przeszkadzało. W energetycznym „Ghost ‘N’ Stuff„ kanadyjski DJ Deadmau5 wciąga słuchacza w świat muzyki elektronicznej, a Revele tylko mu to ułatwiają, udrażniając ścieżkę dla rytmu. Wokal z nałożonym efektem brzmi z mocą i energią, których mogą Revelom pozazdrościć droższe zestawy głośnikowe. Od pierwszych dźwięków rytmika niemal zmusza do tupania stopą.

Mamy koniec czerwca. Żar leje się z nieba, asfalt się topi i jedyne, o czym da się myśleć, to zimne piwo (czytaj: zimna woda). „Water Of Life” wybrzmiało z głośników i mimo oczywistego znaczenia tekstu piosenki, jakoś nie mogłem się skupić na niczym innym niż na wersach o upale. Głos Knopflera był nasycony i bliski, reszta dźwięków rozgrywała się nieco z tyłu. Czuć, że Revele dociążają dźwięk, wszystko jest bardziej krągłe. Te monitory oferują naturalną, rozsądnych rozmiarów scenę, bez przesadnego rozciągnięcia, co często powoduje rozrzedzony dźwięk bez wypełnienia. Nasycenie szczegółów jest dobre, krawędzie są lekko zaokrąglone, jeden dźwięk płynnie przechodzi w drugi. To sprawia, że za bardzo nie odczuwam braku tych informacji, które umykają w porównaniu z moim referencyjnym systemem.


Zwrotnica zawiera 9 elementów rozsądnej jakości. Zważywszy na brzmienie kolumn i łatwy dostęp do płytki, potencjał (i sens) ewentualnych modyfikacji jest duży.

M16 są to najbardziej precyzyjne kolumny w swoim przedziale cenowym, co wcale nie musi być wadą. Wiele odsłuchanych przeze mnie utworów było zupełnie przeciętnych pod względem jakości. Wspomnę tylko o jednym zespole – First To Eleven to grupa bardzo młodych ludzi, którzy nagrywają rockowe covery znanych piosenek z radia i YouTube. Celowo nie wspomniałem o telewizji, bo tam kanałów muzycznych już nie ma. Wracając do meritum, mają oni fajne brzmienie, ale nienajlepszy mastering. Mimo to na Revelach słuchało się ich rewelacyjnie. Wady realizatorskie są zręcznie tłumione radością z grania za pośrednictwem kolumn. Zastosowane sztywne membrany wydają się podczas odsłuchu miękkie, zupełnie niemetalowe. Po raz kolejny potwierdza się to, że nieważne jest z czego robi się głośniki, tylko to, jak się je stroi.

Podobnie jak pozostałe zakresy pasma, również góra zawiera w sobie pewną dozę ciepła. Nie przemknie się żaden ostry dźwięk, który mógłby zakłuć w ucho. Utrata detali jest przy tym minimalna, za to przyjemność z odsłuchu – wielka. Blachy metalowych kapel brzmią mocno i dźwięcznie. W dobrych nagraniach, takich jak „I Robot” The Alan Parsons Project, Revele pozwalają usłyszeć niuanse, które zostały tam zawarte. Za dobre nagrania Concerty się odwdzięczą, a za te gorsze wcale się nie obrażą.

Jeśli dla kogoś basu będzie zbyt wiele, zawsze może przytkać port bas-refleksu, dzięki czemu dźwięk stanie się bardziej poukładany, a mniej efektowny. Polecam skarpetki, oczywiście wyprane. Koniec końców jednak, wolałem dźwięk z otwartymi portami BR – daje on po prostu więcej satysfakcji.



Pod względem ustawienia Revele okazuję się niezwykle przyjazne. Widać, a raczej słychać, że ktoś odrobił pracę domową z kierunkowości głośnika. U mnie stały na drewnianych podstawkach, ale bez problemu można je ustawić na półce, czy komodzie. Co oczywiście będzie miało jakiś wpływ na dźwięk, ale podstawowe składniki dobrego dźwięku są tu na tyle mocne, że o żadnym „zepsuciu” nie powinno być mowy.

To, za co przyznaję punkty ekstra, to spójność dźwięku. Jest on całością, nie czuć przejść pomiędzy zakresami, ani pomiędzy głośnikami. W tej cenie jest to bardzo pożądane, w wyższych przedziałach cenowych – wręcz niezbędne. Na koniec niech największą pochwałą będzie to, że podczas pisania tego testu, co chwilę wybierałem się do pokoju obok, by posłuchać jeszcze trochę. Bo naprawdę ciężko się od tych monitorów oderwać. I może to jest pomysł na wakacje – nieduże podstawkowce z wielkim sercem do grania i funkcjonalną minijednostką? Komu w taki gorąc chciałoby się odpalać wielki zestaw stereo?

Naszym zdaniem

Revele M16 dają duży, ciepły, emocjonujący dźwięk o nienagannej spójności w średnicy i górze pasma. Niezwykle uniwersalne kolumny pod względem muzyki i sprzętu towarzyszącego. Łatwe do wysterowania, nie będą stanowić problemu dla systemów all-in-one, nie wspominając już o klasycznych wzmacniaczach stereo. Pomimo sporych gabarytów łatwo jest je ustawić, a bardzo dobra jakość wykończenia sprawia, że będą przykuwać wzrok. W naszej opinii, Revele M16 obowiązkowy kandydat do sprawdzenia w przedziale cenowym do 4000 zł. (MS, FK)

Źródło: link do artykułu AV Test
POTRZEBUJESZ POMOCY?
ZNAJDŹ DEALERA W SWOJEJ OKOLICY